Dopiero po latach zauważyłem pewną ciekawostkę. Mieszkam w Anglii i nie noszę parasola. Czyżby tak zmienił się klimat? Fakt, ostatnio było wręcz afrykańsko – ale przecież znów zaczęło padać. A ja dalej swoje.
Ale czy tylko ja? No chyba nie. Owszem, parasole nie wyginęły całkiem, a się je jeszcze zauważyć gdzie nie gdzie. Ale to już zdecydowanie nie jest zjawisko masowe.
W garniturze, z torebką - pasuje |
Dalej – zmotoryzowanie społeczeństwa. Ludzie na dłuższe – a często i na krótsze dystanse – przemieszczają się głównie samochodami. A z tych, szybki przeskok do sklepu, do firmy, czy gdzie tam jeszcze. Parasola nie opłaca się rozkładać. Ci, którzy mają dalej, może i tę parasolkę zabiorą (pod warunkiem, że nie chodzą w samym t-shircie).
No i jeszcze ten element, który wciąż chodzi w koszulach i swetrach. Oni też są bardziej skłonni do tego typu chronienia się przed deszczem. Wiadomo, „konserwatyści”...
Gdzie jeszcze zauważyłem dużo parasoli? A na szlaku z parkingu do szkoły, tam gdzie zaprowadzam swoje dzieci. Nawet wiem dlaczego - bo wąsko po drodze. Ścieżka pomiędzy siatką zewnętrzną a boiskiem szkolnym (czyli drugą siatką) ma szerokość człowieka. W sam raz, żeby wp... się tam z parasolką i zasuwać gadając z koleżanką, nie zwracając uwagi kogo tą parasolką szturchamy. Ten typ tak ma.
A czy ja mam parasol? Oczywiście! Nie jeden. Stoją zresztą w przepisowym stojaku na parasole, niedaleko od wejścia. I czekają na swoją szansę.
A ja zaś myślę kupić sobie sztormiak.
Sztormiaki rządzą w moje rodzinie :)
OdpowiedzUsuńJa jestem przyzwyczajona, ze gdziekolwiek nie pójdę i nie jadę autem to zabieram ze sobą parasolkę :D
OdpowiedzUsuń