Jest jedna rzecz, która ze Starego Kraju pochodzi, a nie pozwala mi w spokoju, bez ekstremalnych reakcji miejscowych, egzystować na emigracji. To nasza reprezentacja narodowa w piłce nożnej. Po jej występach lepiej dla mnie ostatnimi czasy nie przychodzić do pracy.
A reakcje to ekstremalne, czyli skrajne, bo takoweż wrażenia odnieśli. Nie tak dawno temu nasi awansowali do Mistrzostw Europy. Tam jakoś dokulali się do ćwierćfinału. W pracy nawet przedłużono czas zamknięcia interesu, abym mógł zobaczyć też rzuty karne (tak, w pracy mogę dość często oglądać mecze).
No i to na nich zostawiło wrażenie. Później – eliminacje do Mistrzostw Świata. Znów pod wrażeniem. Słyszałem nawet określenia „mighty Poland”...
A ja mówię i tłumaczę. Lewandowski? Owszem, strzeli w lidze, nawet więcej niż jedną. Ale przeczytacie następną relację i on będzie należał do najgorszych na boisku. Krychowiak? W West Brom? Poczekajcie parę tygodni, to on wam pokaże. Zieliński? No zapowiadają transfer, rok temu też zapowiadali...
Co do reprezentacji, mówiłem, „nie, my nie jesteśmy tacy dobrzy, jak nasze miejsce w rankingu”. Prognozowałem ostatnie miejsce w grupie na mistrzostwach. No, może trzecie. Prosiłem o spokój i nie branie tego teamu w ogóle pod uwagę. Ale oni się uparli. I nagle – bach! Klęska. A ja muszę później słuchać narzekań, a co gorsza oglądać kąśliwe uśmieszki.
Taki mamy właśnie problem na emigracji, że wokół nas nie mieszkają i nie pracują Polacy. Przynajmniej nie sami Polacy – a przede wszystkim tubylcy, ewentualnie inne narodowości. W kraju nad Wisłą kto się będzie z was śmiał? Kiedy wszyscy w tej samej sytuacji...
A pracuję w miejscu, gdzie 100 procent męskiej załogi interesuje się futbolem (a nawet pakistańscy klienci pamiętają nasze gwiazdy lat 70!). Może jeden, dwóch, zna przy okazji zasady krykieta, jeden grał półzawodowo w rugby. Poza tym futbol, Futbol, futbol, zakłady, zakłady – a nawet pytania czy Jagiellonia wygra z Pogonią. Tak, bo im liga angielska nie wystarcza. Idą szerokim frontem, w którym i dla naszych rozgrywek znajduje się miejsce.
Staram się więc nie doradzać, bo jak już to zrobię, to nie trafiam. Faworyt nagle dostaje w pałę. I ponownie trzeba chodzić kanałami.
No i teraz znów się śmieją. Lekka ironia – to w najlepszym przypadku. Unikam jak mogę, najlepiej mieć wolne. Ale nie zawsze się da. Bredzę coś o drużynie w przebudowie, że to tak naprawdę sparingi... ale sam w to nie wierzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz