Blog emigracyjny

środa, 21 października 2020

Raport z zadżumionej wyspy cz. IX, czyli niedomknięty lockdown

Wielka Brytania kłóci się o to jak walczyć z pandemią. Konieczność noszenia maseczek i odkażania rąk raczej zaakceptowano – to w końcu niewielkie wyrzeczenie – gorzej z tym, jaką fazę lockdownu przyjąć. Czyli co zamknąć.

W jednym Anglicy podobają mi się bardziej - ucichły teorie spiskowe, tak wciąż komentowane w Polsce. Nikt nie przytacza już żadnego zmyślnego Hindusa, który w filmiku na Youtube udowadnia, komu to służy i kto za tym stoi. Żaden czub (gdzie on teraz w ogóle się podziewa?) nie szwenda się po szpitalach, demonstrując w internecie, że tak naprawdę tutaj nic się nie dzieje.

A u nas wciąż, czy to wśród znajomych, czy na internetowych forach, tropią i ujawniają: Grupa Bildenberg, Bill Gates, koncerny farmaceutyczne, Amazon, Netflix itd. Wirusa nie ma, a grypa to, grypa tamto...

trafford centre
Tymczasem w toku brytyjskich przepychanek słowo „lockdown” zatraciło swoje rzeczywiste znaczenie. Normalnie powinno chodzić o to, że brak kontaktu z wirusem, poprzez brak kontaktu z kimś zakażonym, powinien powodować, że nie można się zarazić. Logika. Jak uniknąć kontaktu? Zamknąć, odizolować – jego lub siebie. A kiedy nie wiadomo kto może roznosić – zamknąć wszystkich. Oczywiście, że niewykonalne - ale im mocniej domkniemy (jak Chińczycy), tym większe prawdopodobieństwo nie złapania choróbska.

Przez oczywiste trudności w praktyce chodzi o niepełne zamknięcie. Czyli niedomknięcie, uchylenie. Czy drzwi mogą być trochę zamknięte? Tak żeby np. pozostawała jakaś szczelina, powiedzmy 20 cenytmetrów? Niektórzy utrzymują, że tak, inni używają słowa "przymknięcie".


Brytyjczycy więc nie szukają już spisku, ale wciąż protesują przeciw obostrzeniom. Nie słychać za dużo, że wirusa nie ma, bo problematykę choroby i umierania po prostu się podczas takich dyskusji pomija. Jakby nie o nią tu chodziło, tylko ktoś sobie umyślił coś pozamykać, bez żadnego powodu. Słynne „brush under the carpet”, czyli „zamiata pod dywan”. Mówi się o pracy, o utraconych dochodach i innych trudnościach – ale w tym momencie nic o zdrowiu i życiu. Nie pasuje. Nie można. Śmierć źle wygląda w zestawieniu z problemem zamknięcia jakiejś mordowni.  

Tak też było w trakcie małej wojenki domowej o Manchester. Czyli miejsce, w którym liczba zarażeń jest ponad trzykrotnie wyższa od średniej krajowej. Rząd pragnął wprowadzić w tej aglomeracji tzw. Tier 3, zaś burmistrz Manchesteru Andy Burnham się sprzeciwiał. Może to dobry człowiek, a może nie wie co czyni... a a może też po prostu chodzi mu o swoich wyborców, czy też raczej ich glosy? Tego nie wiemy. Tzn. wiemy jedno – gdyby hrabstwo dostało 65 mln funtów na poradzenie sobie ze skutkami obostrzeń – byłoby mu łatwiej przełknąć porażkę. Najpierw zresztą chciał 90 mln, co wyglądało już zupełnie nierealnie. Dostali 22 mln a rząd dopiął swego.

Co zarządzono? Zamknięte będą: puby (teoretycznie), centra rozrywki, punkty bukmacherskie, kasyna, sale bingo i tym podobne lokale. Szok. Dramat gospodarki. Co do barów/pubów, to chodzi o te nie serwujące jedzenia - ale ile produktów i jakiego typu trzeba mieć w ofercie, żeby należeć do tych serwujących?

Obowiązywać będzie też zakaz spotykania się z osobami z innych gospodarstw domowych – tak u kogoś w domu, jak i na zewnątrz. Przypuszczam, że akurat w tym temacie niewiele się zmieni. Nie upilnują.
Jakiś czas temu poproszono tych, którzy mogą pracować z domu, aby tak zrobili. No i? Eee tam – ci, którzy byli zamknięci podczas pierwszego lockdownu dalej działają online. Inni robią co chcą. W biurach, które znam, działalność (prowadzona przez telefon i komputer – po cholerę im biuro?) trwa w najlepsze.

olej cbd
Tymczasem co pozostanie otwarte? A np. Trafford Centre – wielkie centrum handlowe, na które składają się głównie sklepy nie sprzedające artykułów koniecznych do życia i istniejące również gdzie indziej, osobno. To miejsce przez które przewalają się dzikie tłumy, szczególnie w weekendy. Miejscowi chodzą tam jak Polacy do kościoła.
Niejasna jest sytuacja siłowni. W Lancashire, gdzie obowiązuje poziom 3, są one otwarte. W Liverpoolu - zamknięte. Cóż, prawo tu płynne, żeby nie powiedzieć uznaniowe...


No i szkoly. Tutaj na kwarantannę idą pojedynczy uczniowie, rodzice, nauczyciele, ale też całe klasy. Placówki są poważnie przerzedzone, nikt jednak nie zapowiada ich zamknięcia. Dobrze, że idą ferie, bo nie wiadomo kto pozostałby na posterunku za kilka tygodni. Czy np. szkoła pozostałaby otwarta dla jednej, dwóch, czy trzech klas?
Na szczęście nikt nie wpadł tutaj na ustanowienie godzin dla seniorów w sklepikach szkolnych... jak to ma miejsce w Polsce.

Już wcześniej postanowiono, że nie będzie w tym roku Christmas Market. Ale to mne nie rusza. Nigdy mi się ta inicjatywa nie podobała - bo co to za jarmark świąteczny w błocie i w deszczu... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz